Playlista




niedziela, 31 maja 2015

Rozdział VII - Zakład...?

    Na dworze panował rozszalały deszcz i burza z piorunami. Daemon szybko wciągnął brata do holu akademika i oparł się plecami o marmurową ścianę. Obaj chłopacy byli cali mokrzy, a woda kapała im z rąk, twarzy i włosów. Ich ciężkie oddechy odbijały się od ścian, zagłuszając odgłos świecących się żarówek w kinkietach i lampach.
    - No nieźle – sapnął Alex, osuwając się na ziemię koło brata.
    - Wręcz zaje…
    - …biście? – dokończył jakiś głos dochodzący ze schodów prowadzących do pokoi.
    Bracia spojrzeli na siebie oszołomieni.
    Ze schodów zszedł jeden z tych chłopaków, którzy zakładali się o coś na dworze. Diamentowe włosy chłopaka iskrzyły się w świetle jarzeniówek, a złote oczy miały w sobie wyraz obrzydzenia i zaciekawienia. Jego białe ubrania oślepiały obu braci.
    - Kim, albo czym, ty jesteś? – zapytał wyraźnie zdenerwowany Daemon.
    - Snow. I jestem tym, kim jestem. Nic nie poradzę na tą olśniewającą biel, diabełku – zaśmiał się chłopak.
    - Czemu chcieliście się założyć? – Alex odwrócił głowę w stronę Snow’a, przymykając fioletowe oczy.
    - Wasza koleżanka leży w jednej Sali z naszym bratem, który jest doświadczonym playboy’em. Jakiś problem?
    - Tak, jest. Ta dziewczyna jest dla mnie ważna – warknął Daemon i wstał, opierając się o ramię Alexa. – Jakiś, kurwa, problem?
    - Teraz tak. Dzięki wam wygrywam zakład. – Snow wyszczerzył białe zęby w uśmiechu.
    - Zginiesz… Ty i ci twoi koledzy…
    - Diabełku, spokojnie. Przypomnę, że to nie ja się zakładałem, tylko Fire. Jego się czepiaj, a nie mnie. Ja jestem zwykłym Śnieżcem.
    - Czym? – zapytali zdezorientowani bracia.
    - Nie czym, tylko kim. Śnieżcem. Pochodzę z samego środka Antarktydy.
    - A ci twoi koledzy?
    - Ren jest z Florydy, a Fire z jądra Ziemi.
    - No to ładnie… - westchnął Daemon, siadając znowu na podłodze.
    - Snow! Gdzie ty jesteś!? – dobiegł ich inny głos z korytarza na górze.
    Cała trójka spojrzała na schody. Chłopak z płomiennymi włosami stał na najwyższym stopniu. Po ułamku sekundy znalazł się obok złotookiego Śnieżca. Zdawało się, że śnieżynki lewitujące nad Snow’em zaczynają się topić… mniejszymi śnieżynkami.
    - Kolejne ofiary znalazłeś, Snow? – Płomiennowłosy szturchnął przyjaciela ramieniem.
    - Ofiary? Pogrzało cię? – zirytował się Śnieżec.
    - Pytasz dosłownie czy w przenośni?
    - Zamknij się.
    Fire i Snow zaczęli coś mruczeć pod nosami, a Daemon i Alex patrzeli na nich jak na kosmitów. W końcu żywiołaki przerwały pomrukiwanie i spojrzeli na braci, uśmiechając się pod nosem.
    - Wstawajcie. Na początek znajomości chcielibyśmy zaprosić was na piwo czy co… - Snow zaśmiał się, a śnieżynki zadrżały.
    - O ile chcecie, ma się rozumieć. To jak? – Fire wyciągnął ręce do obu chłopaków pod ścianą.
    - Niech wam będzie. – Daemon złapał rękę płomiennowłosego i wstał, a Alex zrobił to samo.



    Daeva leżała w łóżku, obracając w dłoniach szklany sopel, który niedawno miała zamiar wbić w Rena. Myślała o najbliższy spotkaniu z Asmoede i rozmowie z nim. Chciała mu się wyżalić, co ją jakiś czas temu spotkało – zaloty Rena i niedoszłe okaleczenie chłopaka. Łzy zbierały się w jej oczach na samą myśl, że mogła nawet zabić czarnowłosego, bo ten nazwał ją… „piękną”.
    - Daeva…?
    Odwróciła głowę w stronę Rena. Chłopak stał przy otwartym oknie z zapalonym papierosem z dłoni.
    - Co? – mruknęła pod nosem.
    - Przepraszam, jeśli uraziło cię to, co ci powiedziałem. Nie wiedziałem, że nie lubisz komplementów.
    - To zapamiętaj – sapnęła i delikatnie odsłoniła ramiona.
    - Wybacz mi. Naprawdę nie wiedziałem.
    - Eh… Dobra – warknęła i zamknęła oczy, opierając głowę o poduszkę.
    Ren wyrzucił filtr od papierosa i podszedł do łóżka dziewczyny, po czym chwycił delikatnie jej brodę w palce, spojrzał jej w oczy, używając zauroczenia na tyle silnego, że źrenice Daevy zaszły delikatną mgłą, czyniąc ją kompletnie bezwładną.
    - Nareszcie… - mruknął i wpił się w usta dziewczyny, zarzucając jej ramiona na swoją szyję.



    Daemon wraz z bratem i dwoma żywiołkami siedział w pokoju Snow’a, popijając whisky z kryształowej szklaneczki. Trójka chłopaków była już tak wstawiona, że tok ich rozmowy zszedł na tematy powyżej osiemnastego roku życia. Alex wstał, odstawił szklankę z sokiem i wyszedł z pokoju na korytarz, wpadając na Asmoede.
    - Alex? Czemu nie jesteś w naszym pokoju? – zapytał wampir.
    - Byłem… Em… Towarzyszyłem Daemonowi… - odpowiedział nerwowo fioletowooki.
    - Acha… Powiedzmy, że wierzę… Idziesz do pokoju?
    - Co? Ach… Tak… - Alex ruszył powoli w stronę sypialni, ciągle spoglądając na blondyna idącego obok niego.
    W pokoju obaj usiedli na swoich łóżkach i patrzyli na siebie. W oczach Alexa pojawił się znikąd różowy przebłysk, który przeszedł na oczy Asmoede. Fioletowooki wstał z łóżka, usiadł zamroczonemu wampirowi na kolanach i delikatnie pocałował go w usta. Spojrzeli sobie w oczy i doszło do krótkiego spięcia – przebłysk w oczach Asmoede znikł, a chłopak odzyskał świadomość w okamgnieniu.
    - Alex? Co ty odwalasz? – zapytał wyraźnie zdezorientowany blondyn.
    - J-ja… Cholera… - Ciemnowłosy szybko zszedł z kolan wampira, czerwieniąc się jak dojrzała wiśnia. – W-wybacz… - Błyskawicznie dotarł do drzwi łazienki i zamknął się w niej.

    Teraz tym bardziej nie zasnę…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz