Na dworze panował rozszalały deszcz i burza
z piorunami. Daemon szybko wciągnął brata do holu akademika i oparł się plecami
o marmurową ścianę. Obaj chłopacy byli cali mokrzy, a woda kapała im z rąk,
twarzy i włosów. Ich ciężkie oddechy odbijały się od ścian, zagłuszając odgłos
świecących się żarówek w kinkietach i lampach.
- No nieźle – sapnął Alex, osuwając się na
ziemię koło brata.
- Wręcz zaje…
- …biście? – dokończył jakiś głos
dochodzący ze schodów prowadzących do pokoi.
Bracia spojrzeli na siebie oszołomieni.
Ze schodów zszedł jeden z tych chłopaków,
którzy zakładali się o coś na dworze. Diamentowe włosy chłopaka iskrzyły się w
świetle jarzeniówek, a złote oczy miały w sobie wyraz obrzydzenia i
zaciekawienia. Jego białe ubrania oślepiały obu braci.
- Kim, albo czym, ty jesteś? – zapytał
wyraźnie zdenerwowany Daemon.
- Snow. I jestem tym, kim jestem. Nic nie
poradzę na tą olśniewającą biel, diabełku – zaśmiał się chłopak.
- Czemu chcieliście się założyć? – Alex odwrócił
głowę w stronę Snow’a, przymykając fioletowe oczy.
- Wasza koleżanka leży w jednej Sali z
naszym bratem, który jest doświadczonym playboy’em. Jakiś problem?
- Tak, jest. Ta dziewczyna jest dla mnie
ważna – warknął Daemon i wstał, opierając się o ramię Alexa. – Jakiś, kurwa,
problem?
- Teraz tak. Dzięki wam wygrywam zakład. –
Snow wyszczerzył białe zęby w uśmiechu.
- Zginiesz… Ty i ci twoi koledzy…
- Diabełku, spokojnie. Przypomnę, że to nie
ja się zakładałem, tylko Fire. Jego się czepiaj, a nie mnie. Ja jestem zwykłym
Śnieżcem.
- Czym? – zapytali zdezorientowani bracia.
- Nie czym, tylko kim. Śnieżcem. Pochodzę z
samego środka Antarktydy.
- A ci twoi koledzy?
- Ren jest z Florydy, a Fire z jądra Ziemi.
- No to ładnie… - westchnął Daemon,
siadając znowu na podłodze.
- Snow! Gdzie ty jesteś!? – dobiegł ich
inny głos z korytarza na górze.
Cała trójka spojrzała na schody. Chłopak z
płomiennymi włosami stał na najwyższym stopniu. Po ułamku sekundy znalazł się
obok złotookiego Śnieżca. Zdawało się, że śnieżynki lewitujące nad Snow’em
zaczynają się topić… mniejszymi śnieżynkami.
- Kolejne ofiary znalazłeś, Snow? –
Płomiennowłosy szturchnął przyjaciela ramieniem.
- Ofiary? Pogrzało cię? – zirytował się
Śnieżec.
- Pytasz dosłownie czy w przenośni?
- Zamknij się.
Fire i Snow zaczęli coś mruczeć pod nosami,
a Daemon i Alex patrzeli na nich jak na kosmitów. W końcu żywiołaki przerwały
pomrukiwanie i spojrzeli na braci, uśmiechając się pod nosem.
- Wstawajcie. Na początek znajomości
chcielibyśmy zaprosić was na piwo czy co… - Snow zaśmiał się, a śnieżynki
zadrżały.
- O ile chcecie, ma się rozumieć. To jak? –
Fire wyciągnął ręce do obu chłopaków pod ścianą.
- Niech wam będzie. – Daemon złapał rękę
płomiennowłosego i wstał, a Alex zrobił to samo.
Daeva leżała w łóżku, obracając w dłoniach
szklany sopel, który niedawno miała zamiar wbić w Rena. Myślała o najbliższy
spotkaniu z Asmoede i rozmowie z nim. Chciała mu się wyżalić, co ją jakiś czas
temu spotkało – zaloty Rena i niedoszłe okaleczenie chłopaka. Łzy zbierały się
w jej oczach na samą myśl, że mogła nawet zabić czarnowłosego, bo ten nazwał
ją… „piękną”.
- Daeva…?
Odwróciła głowę w stronę Rena. Chłopak stał
przy otwartym oknie z zapalonym papierosem z dłoni.
- Co? – mruknęła pod nosem.
- Przepraszam, jeśli uraziło cię to, co ci
powiedziałem. Nie wiedziałem, że nie lubisz komplementów.
- To zapamiętaj – sapnęła i delikatnie
odsłoniła ramiona.
- Wybacz mi. Naprawdę nie wiedziałem.
- Eh… Dobra – warknęła i zamknęła oczy,
opierając głowę o poduszkę.
Ren wyrzucił filtr od papierosa i podszedł
do łóżka dziewczyny, po czym chwycił delikatnie jej brodę w palce, spojrzał jej
w oczy, używając zauroczenia na tyle silnego, że źrenice Daevy zaszły delikatną
mgłą, czyniąc ją kompletnie bezwładną.
- Nareszcie… - mruknął i wpił się w usta
dziewczyny, zarzucając jej ramiona na swoją szyję.
Daemon wraz z bratem i dwoma żywiołkami
siedział w pokoju Snow’a, popijając whisky z kryształowej szklaneczki. Trójka
chłopaków była już tak wstawiona, że tok ich rozmowy zszedł na tematy powyżej
osiemnastego roku życia. Alex wstał, odstawił szklankę z sokiem i wyszedł z
pokoju na korytarz, wpadając na Asmoede.
- Alex? Czemu nie jesteś w naszym pokoju? –
zapytał wampir.
- Byłem… Em… Towarzyszyłem Daemonowi… -
odpowiedział nerwowo fioletowooki.
- Acha… Powiedzmy, że wierzę… Idziesz do
pokoju?
- Co? Ach… Tak… - Alex ruszył powoli w
stronę sypialni, ciągle spoglądając na blondyna idącego obok niego.
W pokoju obaj usiedli na swoich łóżkach i
patrzyli na siebie. W oczach Alexa pojawił się znikąd różowy przebłysk, który
przeszedł na oczy Asmoede. Fioletowooki wstał z łóżka, usiadł zamroczonemu
wampirowi na kolanach i delikatnie pocałował go w usta. Spojrzeli sobie w oczy
i doszło do krótkiego spięcia – przebłysk w oczach Asmoede znikł, a chłopak
odzyskał świadomość w okamgnieniu.
- Alex? Co ty odwalasz? – zapytał wyraźnie
zdezorientowany blondyn.
- J-ja… Cholera… - Ciemnowłosy szybko
zszedł z kolan wampira, czerwieniąc się jak dojrzała wiśnia. – W-wybacz… -
Błyskawicznie dotarł do drzwi łazienki i zamknął się w niej.
Teraz
tym bardziej nie zasnę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz