Playlista




niedziela, 31 maja 2015

Rozdział VII - Zakład...?

    Na dworze panował rozszalały deszcz i burza z piorunami. Daemon szybko wciągnął brata do holu akademika i oparł się plecami o marmurową ścianę. Obaj chłopacy byli cali mokrzy, a woda kapała im z rąk, twarzy i włosów. Ich ciężkie oddechy odbijały się od ścian, zagłuszając odgłos świecących się żarówek w kinkietach i lampach.
    - No nieźle – sapnął Alex, osuwając się na ziemię koło brata.
    - Wręcz zaje…
    - …biście? – dokończył jakiś głos dochodzący ze schodów prowadzących do pokoi.
    Bracia spojrzeli na siebie oszołomieni.
    Ze schodów zszedł jeden z tych chłopaków, którzy zakładali się o coś na dworze. Diamentowe włosy chłopaka iskrzyły się w świetle jarzeniówek, a złote oczy miały w sobie wyraz obrzydzenia i zaciekawienia. Jego białe ubrania oślepiały obu braci.
    - Kim, albo czym, ty jesteś? – zapytał wyraźnie zdenerwowany Daemon.
    - Snow. I jestem tym, kim jestem. Nic nie poradzę na tą olśniewającą biel, diabełku – zaśmiał się chłopak.
    - Czemu chcieliście się założyć? – Alex odwrócił głowę w stronę Snow’a, przymykając fioletowe oczy.
    - Wasza koleżanka leży w jednej Sali z naszym bratem, który jest doświadczonym playboy’em. Jakiś problem?
    - Tak, jest. Ta dziewczyna jest dla mnie ważna – warknął Daemon i wstał, opierając się o ramię Alexa. – Jakiś, kurwa, problem?
    - Teraz tak. Dzięki wam wygrywam zakład. – Snow wyszczerzył białe zęby w uśmiechu.
    - Zginiesz… Ty i ci twoi koledzy…
    - Diabełku, spokojnie. Przypomnę, że to nie ja się zakładałem, tylko Fire. Jego się czepiaj, a nie mnie. Ja jestem zwykłym Śnieżcem.
    - Czym? – zapytali zdezorientowani bracia.
    - Nie czym, tylko kim. Śnieżcem. Pochodzę z samego środka Antarktydy.
    - A ci twoi koledzy?
    - Ren jest z Florydy, a Fire z jądra Ziemi.
    - No to ładnie… - westchnął Daemon, siadając znowu na podłodze.
    - Snow! Gdzie ty jesteś!? – dobiegł ich inny głos z korytarza na górze.
    Cała trójka spojrzała na schody. Chłopak z płomiennymi włosami stał na najwyższym stopniu. Po ułamku sekundy znalazł się obok złotookiego Śnieżca. Zdawało się, że śnieżynki lewitujące nad Snow’em zaczynają się topić… mniejszymi śnieżynkami.
    - Kolejne ofiary znalazłeś, Snow? – Płomiennowłosy szturchnął przyjaciela ramieniem.
    - Ofiary? Pogrzało cię? – zirytował się Śnieżec.
    - Pytasz dosłownie czy w przenośni?
    - Zamknij się.
    Fire i Snow zaczęli coś mruczeć pod nosami, a Daemon i Alex patrzeli na nich jak na kosmitów. W końcu żywiołaki przerwały pomrukiwanie i spojrzeli na braci, uśmiechając się pod nosem.
    - Wstawajcie. Na początek znajomości chcielibyśmy zaprosić was na piwo czy co… - Snow zaśmiał się, a śnieżynki zadrżały.
    - O ile chcecie, ma się rozumieć. To jak? – Fire wyciągnął ręce do obu chłopaków pod ścianą.
    - Niech wam będzie. – Daemon złapał rękę płomiennowłosego i wstał, a Alex zrobił to samo.



    Daeva leżała w łóżku, obracając w dłoniach szklany sopel, który niedawno miała zamiar wbić w Rena. Myślała o najbliższy spotkaniu z Asmoede i rozmowie z nim. Chciała mu się wyżalić, co ją jakiś czas temu spotkało – zaloty Rena i niedoszłe okaleczenie chłopaka. Łzy zbierały się w jej oczach na samą myśl, że mogła nawet zabić czarnowłosego, bo ten nazwał ją… „piękną”.
    - Daeva…?
    Odwróciła głowę w stronę Rena. Chłopak stał przy otwartym oknie z zapalonym papierosem z dłoni.
    - Co? – mruknęła pod nosem.
    - Przepraszam, jeśli uraziło cię to, co ci powiedziałem. Nie wiedziałem, że nie lubisz komplementów.
    - To zapamiętaj – sapnęła i delikatnie odsłoniła ramiona.
    - Wybacz mi. Naprawdę nie wiedziałem.
    - Eh… Dobra – warknęła i zamknęła oczy, opierając głowę o poduszkę.
    Ren wyrzucił filtr od papierosa i podszedł do łóżka dziewczyny, po czym chwycił delikatnie jej brodę w palce, spojrzał jej w oczy, używając zauroczenia na tyle silnego, że źrenice Daevy zaszły delikatną mgłą, czyniąc ją kompletnie bezwładną.
    - Nareszcie… - mruknął i wpił się w usta dziewczyny, zarzucając jej ramiona na swoją szyję.



    Daemon wraz z bratem i dwoma żywiołkami siedział w pokoju Snow’a, popijając whisky z kryształowej szklaneczki. Trójka chłopaków była już tak wstawiona, że tok ich rozmowy zszedł na tematy powyżej osiemnastego roku życia. Alex wstał, odstawił szklankę z sokiem i wyszedł z pokoju na korytarz, wpadając na Asmoede.
    - Alex? Czemu nie jesteś w naszym pokoju? – zapytał wampir.
    - Byłem… Em… Towarzyszyłem Daemonowi… - odpowiedział nerwowo fioletowooki.
    - Acha… Powiedzmy, że wierzę… Idziesz do pokoju?
    - Co? Ach… Tak… - Alex ruszył powoli w stronę sypialni, ciągle spoglądając na blondyna idącego obok niego.
    W pokoju obaj usiedli na swoich łóżkach i patrzyli na siebie. W oczach Alexa pojawił się znikąd różowy przebłysk, który przeszedł na oczy Asmoede. Fioletowooki wstał z łóżka, usiadł zamroczonemu wampirowi na kolanach i delikatnie pocałował go w usta. Spojrzeli sobie w oczy i doszło do krótkiego spięcia – przebłysk w oczach Asmoede znikł, a chłopak odzyskał świadomość w okamgnieniu.
    - Alex? Co ty odwalasz? – zapytał wyraźnie zdezorientowany blondyn.
    - J-ja… Cholera… - Ciemnowłosy szybko zszedł z kolan wampira, czerwieniąc się jak dojrzała wiśnia. – W-wybacz… - Błyskawicznie dotarł do drzwi łazienki i zamknął się w niej.

    Teraz tym bardziej nie zasnę…

sobota, 30 maja 2015

Rozdział VI - Zazdrość Daemona

Fire
Snow

Ren





    Asmoede przez kilka dni odwiedzał dochodzącą do siebie Daevę, mówiąc jej o wydarzeniach z życia uczniów i lekcji. Obojgu było dobrze w swoim towarzystwie i czuli się przy sobie jak rodzeństwo z jednej matki.
    - Daemon ciągle się o ciebie martwi. Prosił, żebym spytał, czy mógłby cię odwiedzić. – Blondyn mocno zaakcentował pierwsze słowa ze swojej wypowiedzi.
    - Raczej tak. Jednak wolałabym go zobaczyć po wyjściu stąd. – Daeva uśmiechnęła się smutno i delikatnie poprawiła się na poduszkach.
    W tym samym czasie w sali zrobiło się bardzo zimno, na drzwiach i oknach pojawił się szron, a woda w szklance niebieskookiej pacjentki zamarzła na kość.
Do środka wszedł wysoki chłopak o czarnych oczach i włosach tego samego koloru. Jego delikatnie opalona skóra wyróżniała się na tle śnieżnobiałych ścian pokoju. Czarnowłosy był eskortowany przez dwóch kolegów, którzy podtrzymywali go za ramiona.
    - Na to łóżko. Szybko! – Pielęgniarka prześcieliła szybko pościel na łóżku naprzeciw Daevy, a chłopacy położyli na nim półprzytomnego kolegę.
    Asmoede zmierzył chłopaków wzrokiem i zacisnął zęby, kiedy spojrzeli na Daevę. Obaj mrugnęli do niej porozumiewawczo, a po chwili zaczęli rozmawiać z lekarką na sali.
    - To ja może już pójdę… - Wampir powoli wstał z łóżka i poprawił kołdrę na miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedział.
    - Czemu? Coś nie tak? – Brązowowłosa sięgnęła ręką do przyjaciela, jakby nie chciała, żeby zostawił ją samą.
    - Nie, coś ty. Wszystko w porządku. – Uśmiechnął się do niej pogodnie. – Przynieść ci jakąś książkę z biblioteki?
    - Tak, proszę. – Odwzajemniła uśmiech, delikatnie rumieniąc się na policzkach.
    - Niedługo przyjdę. – Uścisnął jej dłoń i wyszedł, klnąc w myślach.
    Kiedy Daeva została sama, ułożyła się wygodnie na łóżku na plecach i przykryła kołdrą po samą brodę. Spojrzała dyskretnie na przybyłą trójkę chłopaków. Jeden z nich miał diamentowe włosy i białe ubrania, a wokół niego wirowały duże płatki śniegu. Drugi miał płomiennie czerwone włosy i był ubrany w czarne skóry. Trzeci, leżący na łóżku, miał na sobie czarną koszulkę z logiem jakiegoś zespołu metalowego i czarne spodnie wpuszczone w glany.
    - Zostanie tu kilka dni. Proszę was, razem z całą radą nauczycielską, o informowanie kolegi o przebiegu zajęć i przekazywanie mu notatek z lekcji – powiedziała pielęgniarka, stając naprzeciwko stojących chłopaków.
    - Wiemy, proszę pani. Zrobimy tak, jak pani mówi. – Płomiennowłosy przeczesał delikatnie włosy ręką, a kolega w bieli kiwnął usłużnie głową, po czym pomachali koledze na łóżku i wyszli, patrząc prosto na dziewczynę.
    Po kilku minutach do sali wszedł Asmoede z kilkoma książkami w rękach. Podszedł szybko do przyjaciółki i położył lektury na szafce obok niej.
    - Wziąłem ci kilka znanych mi tytułów. Nie wiem tylko, czy je czytałaś i czy się tobie spodobają. – Podrapał się nerwowo po szyi i przymknął oczy.
    - Na pewno się spodobają. – Spojrzała koledze w oczy i uśmiechnęła się szczerze.
    - Chcesz zostać sama czy…
    - Chcę, żebyś został ze mną jeszcze trochę czasu. Smutno mi tu samej, kiedy jesteś na lekcjach.
    - Dobrze. Zostanę z tobą.


    Daemon siedział przed akademikiem i bawił się znalezionym niedawno kamykiem w kolorze toffi. Obok niego siedział Alex, który patrzał bezmyślnie w drzewo naprzeciw. Oderwali się od tymczasowych zajęć i spojrzeli na dwóch chłopaków zbyt przejętych rozmową, by zauważyć kogokolwiek poza rozmówcą.
    - Widziałeś jej oczy? – zapytał diamentowo włosy chłopak kolegę.
    - Jak ocean. O tych pięknych brązowych włosach nie wspominając – odpowiedział czerwonowłosy.
    - Mogę się z tobą założyć, że prędzej czy później ona i Ren będą razem.
    - Nie ma mowy o zakładzie.
    - Czemu?
    - Bo zawsze wygrywasz, Snow.
    - Przesadzasz, Fire. Serio, przesadzasz. – Jasnowłosy otworzył drzwi i wszedł z przyjacielem do środka.
    Daemon w ciągu kilku sekund zmienił się nie do poznania. Kły wydłużyły się aż do brody, kolor oczu stał się krwistoczerwony, z tułowia wyrósł długi czarny ogon ociekający czarną, bliżej nie zidentyfikowaną substancją, a na głowie wyrosły dwa wykręcone rogi obleczone drutem kolczastym. Alex westchnął i wstał, po czym stanął przed bratem.
    - Nie denerwuj się, bo na mnie to się bardziej odbije, a jeszcze bardziej na Asmoede i Daevie. Dla świętego spokoju odpuść sobie, dobra?
    - To ty sobie odpuść. Asmoede mnie nie obchodzi, rozumiesz? – odezwał się Daemon głosem pochodzącym z najgłębszych czeluści piekła.
    - Daemon. Rozumiesz mnie? Daevie się może coś stać – powiedział głośniej fioletowooki.
    - Co takiego? – Przeobrażony brat wstał, przerastając Alexa niemal dwukrotnie.
    - Możesz ją stracić.
    Czerwone oczy chłopaka rozszerzyły się, a białka przybrały czarny kolor.
    - Zabiję ich troje… - Głos piekielny przybrał jeszcze niższe brzmienie do takiego stopnia, że ptaki odleciały z drzew najszybciej jak tylko mogły.
    - A teraz się uspokój, bo robisz Daevie krzywdę. – Alex wyciągnął lekko ręce do brata w uspokajającym geście.
    Białowłosy wrócił do ludzkiej formy, odzyskując swój głos. Usiadł z powrotem na ziemi i rzucił kamieniem w drzewo naprzeciwko.
    - Niech tego chłopaka chuj trafi i zeżre.
    - Nie gadaj, bo to zrobisz.
    Spojrzeli na siebie i przerywali wymiany wzroków przez najbliższe pół godziny.

    - Jak masz na imię?
    Daeva odwróciła głowę w stronę czarnowłosego chłopaka leżącego na łóżku naprzeciwko niej. Jego czarne oczy patrzyły prosto na nią, lustrując jej twarz zza okularów.
    - Daeva – mruknęła cicho i owinęła się ciaśniej kołdrą.
    - Ja jestem Ren. Miło mi cię poznać. – Chłopak uśmiechnął się zalotnie.
    - Możesz przestać? – zirytowała się.
    - O co chodzi? Co takiego zrobiłem złego?
    - Nie uśmiechaj się tak do mnie. Nie lubię tego.
    - Nie rozumiem, dlaczego. Jesteś piękną dziewczyną o oceanicznych oczach i ślicznych, brązowych włosach. – Usiadł na łóżku i znowu się uśmiechnął.
    - Przestań! – wrzasnęła, a szklanka stojąca na jej szafce pękła, rozsypując szkło po podłodze.
    - Spokojnie. Powiedziałem tylko prawdę… - Ren wstał powoli i wolno szedł w stronę łóżka dziewczyny.

    Szkło na podłodze zaczęło lekko podskakiwać i przyciągać się do siebie, tworząc coś na wzór sztyletu połączonego z soplem lodu. Szklany sopel wytoczył się spod łóżka Daevy i wzniósł się na wysokość oczu czarnowłosego. Patrzeli na siebie, mrugając w tym samym czasie. Przez ciszę panującą w sali można było usłyszeć grzmienie nadchodzącej burzy.

piątek, 29 maja 2015

Krótkie fakty o Daevie

     Nazywam się Daeva Lana Floure. Mam 16 lat i uczęszczam do Akademii Świętego Przymierza. Mam długie brązowe włosy, bladoniebieskie oczy, bladą karnację i zaledwie 160 centymetrów wzrostu. Od niedługiego czasu jestem sierotą. Nie przeszkadza mi to.
    Nie kochałam zbytnio swoich rodziców. Nie byli dla mnie jakimiś ideałami, jeśli chodzi o styl życia. Ciągle kazali robić mi coś, czego nie lubiłam – teatr; przyjęcia „przyjaciółek”, których nienawidziłam; nauka gry za fortepianie; wyjazdy do ludzi, gdzie musiałam obowiązkowo znać wszystkich, potrafić ich rozróżnić i wiedzieć, co mają na sobie (ile kosztuje, spod czyjej igły wyszło, ile materiału na to poszło i tym podobne). Wszędzie, gdzie tylko się nie ruszyłam, zawsze czułam się… inna. Nie chodzi o wygląd, tylko o sposób mówienia, chodzenia czy maniery. W rodzinnym domu zawsze było pełno ludzi i to mnie przeraża nawet do tej pory na samą myśl o tym. Ubiór, znajomi, zabawki czy szkoła – wszystko dyktowali mi rodzice. Za ich życia niewiele mówiłam i to przez nich mam trudności w rozmowach z ludźmi.
    Rok temu po śmierci rodziców odziedziczyłam rezydencję, która była warta kilka milionów dolarów. Przyjaciel mojego ojca odkupił ją ode mnie za podwyższoną cenę. Potem zamieszkałam u ciotki, która nauczyła mnie, jak żyć „normalnie”. Czasami chciało mi się śmiać – dziewczyna z wysokich kręgów miała żyć jak ktoś, kto dla arystokratów jest niczym. Stało się to, co jest. Nie chodzę w wielkich sukniach szytych na miarę, z mnóstwem ozdób, falban i zdobień. Zaczęłam nosić koszule, spodnie i spódniczki. Faktycznie – w pierwszy dzień szkoły byłam w sukience, bo takie miałam przyzwyczajenie.
    Po wejściu do swojego pokoju w akademiku zamurowało mnie. Ściany miały kolor szaro-miętowy, na podłodze leżał puchaty dywan w kolorze śniegu. Drzwi do sypialni i łazienki był z drewna dębowego. Przy oknie, drzwiach łazienki i kaloryferze stały brzozowe łóżka z miękkimi materacami i puchową pościelą w brzoskwiniowych poszewkach. Przy każdym z łóżek stała szafka z lampką, a w jego „nogach” widniały duże bukowe szafy pomalowane szarą farbą. Dokładnie pamiętam zapach świeżej pościeli, gdy na niej usiadłam. Lawenda z nutką mięty…
    W oczach zebrały mi się łzy. Mimo złych wspomnień przypomniał mi się dom. Powstrzymałam się od płaczu, bo wiedziałam, że chłopacy przyjdą się ze mną „zapoznać”.
    Na pierwsze spojrzenie spodobał mi się chłopak o blond włosach do ramion i zielonych oczach. Jakby to powiedziała moja ciocia – słodziak! Cóż. Muszę jej przyznać rację. Tak… Co do braci. Nie wyglądali jakoś szczególnie. Mieli ten sam kolor oczu, znamiona i sposób poruszania się – typowo męski, ale w swoim rodzaju przyciągający… Zaraz! O czym ja mówię? Hahah… Nieważne. Chodziło o to, że bracia czasami się różnią i mają wspólne cechy.

    Nie znam zbyt wielu ludzi w tej szkole, ale mam nadzieję, że uda mi się przełamać pierwsze lody i zrobić pierwszy krok w stronę nowych znajomości i przyjaźni…

piątek, 15 maja 2015

Rozdział IV - "Nigdy..."

    Jak tu… cicho… i ciemno… Gdzie ja jestem?
    Zewsząd otaczają mnie czarne, chropowate ściany. Nad głową migoczą gwiazdy tak małe, że ledwo widoczne  na wielkim, ciemnym niebie.
    Zaraz… Co to za głosy?!


    Po szpitalnym pokoju rozlegały się kroki. Asmoede chodził po pomieszczeniu z założonymi do tyłu rękoma. Co rundę, od ściany do okna, patrzał na Daevę. W jego oczach czaił się smutek i cichy gniew.
    „Pieprzony wampir… Niby porządna placówka…”, warknął w myślach i już miał kopnąć metalowy taboret przy łóżku dziewczyny, kiedy kołdra drgnęła nerwowo.
    - Daeva...? – Zbliżył się do łóżka dziewczyny i dotknął materaca tam, gdzie były jej nogi.
    Brązowowłosa gwałtownie usiadła i złapała się za głowę. Chłopak wyciągnął do niej rękę i uśmiechnął się, kiedy poczuł dłoń dziewczyny w swojej.
    - Gdzie ja... - Zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu, podciągając do siebie nogi.
    - Niczego nie pamiętasz? – Blondyn przysiadł na łóżku i spojrzał na Daevę.
    - Mmm… Nie… A powinnam?
    - Przydałoby się pamiętać, co się stało. Kilka dni leżysz w szkolnym szpitalu.
    - Co mi się stało?
    - Napadł cię wampir i pozbawił cię prawie całej krwi.
    - Że co? – Wytrzeszczyła niebieskie oczy.
    - Mh… No tak. Poza tym Daemon strasznie się rozkleił.
    - Serio?
    - Tak.
    Rozmawiali jeszcze pół godziny do momentu, kiedy do pokoju weszła profesor Rea z butelką wody i czerwonej, podejrzanie wyglądającej cieczy. Uśmiechnęła się na widok przytomnej uczennicy i podeszła bliżej.
    - Jak się czujesz, Daevo? – zapytała kobieta, stawiając butelki na stoliku przy łóżku.
    - Trochę dziwnie…
    - Dziękuję, Asmoede.
    - Nie ma za co, proszę pani. – Chłopak uśmiechnął się najpierw do nauczycielki, a potem do Daevy. – Później się zobaczymy.
    Po jego wyjściu Rea powiadomiła telepatycznie pielęgniarki o stanie zdrowia niebieskookiej pacjentki. Pokój po kilku minutach był zapełniony przez liczne kobiety w białych kitlach, które krzątały się tu i tam.



    - I jak? – zapytał Daemon, nie odwracając się w stronę wchodzącego do pokoju Asmoede.
    - Żyje. I ma się dobrze. – Zielonooki usiadł na swoim łóżku i rozpiął cztery górne guziki czarnej koszuli. – Niczego nie pamięta, ale wie, co się stało.
    - Zaraz, zaraz. Nic nie pamięta?
    - Nie pamięta niczego przed zdarzeniem. Mnie nie obwiniaj, tylko siebie.
    Starszy z braci zerwał się z łóżka i podszedł do chłopaka.
    - Nie zrzucaj winy na mnie. To wina nauczycieli, bo nie umieją przypilnować wampira!
    - Uznajmy, że to niczyja wina…
    - Niczyja? Niczyja?! Żartujesz sobie czy co?! – Oczy białowłosego zapłonęły czerwienią, a kły wydłużyły się do takiego stopnia, że koniuszki zębów wbijały się w jego brodę.
    - Ja nigdy nie żartuję, rozumiesz? – Asmoede wyszczerzył się w delikatnym uśmiechu, ukazując długie, wampirze zęby.
    - A może ty to zrobiłeś, co? Nie potrafisz znieść uczucia, że ona woli kogoś innego? – Daemon chwycił blondyna za gardło i podciągnął mocno w górę.
    - O czym ty mówisz? – wychrypiał wampir, szamocząc się jak ryba na lądzie. – Nie zdeklarowała się na żadnego z nas.
    - Tylko ty tak sądzisz. – Czerwonooki zacisnął mocniej rękę na szyi chłopaka.
    - Puść go!
    Obaj spojrzeli na drzwi, w których stał Alex. Fioletowooki celował w brata ręką, która lśniła turkusowym światłem. Starszy brat od razu puścił wampira na materac łóżka i odwrócił się w stronę młodszego z nich. Alex opuścił dłoń, a Daemon wrócił do ludzkiej postaci.
    - O co znowu chodzi? – zapytał czarnowłosy, zamykając za sobą drzwi do pokoju.
    - O co miałoby chodzić? – Białowłosy podszedł do swojego łóżka i położył się na nim.
    Asmoede starał się głęboko oddychać, ale powoli mu to szło. Zęby wbijały mu się w dolną wargę, z której zaczęły spływać kropelki ciemnoczerwonej krwi. Alex podszedł do niego i delikatnie odchylił mu głowę do tyłu. Blondyn znowu normalnie oddychał i schował kły, nie chcąc wystraszyć chłopaka.
    - Mocno boli?
    - Nie… Już nie…
    - To dobrze. – Alex uśmiechnął się i przesunął ręką po włosach chłopaka, wywołując u niego dreszcz.
    Blondyn spojrzał w oczy chłopaka i natychmiast tego pożałował.

    Nigdy więcej nie zasnę przed nim…


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Niedługo wycieczka szkolna i nie wiem, jak nadrobić zaległości za niedodane wpisy... Jak to ja - coś się wymyśli XD Tak. ^^

poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział III - "Zabić..."

Lefar - nauczyciel wf'u

Tyler Krevsky

Rea - nauczycielka chemii







    Po burzliwych wydarzeniach poprzedniego dnia i napadzie szkolnego wampira na kilku nauczycieli, wszystko wróciło do normy… Mniej więcej do normy. Zaatakowani nauczyciele przeszli szybkie, bezbolesne operacje przeprowadzone przez szkolne pielęgniarki, a Daeva, zdaniem dyrektorki i profesor Rei, miała wyjść za kilka dni.
    Przez cały czas, kiedy Daeva leżała w szkolnej sali szpitalnej, Daemon chodził i siedział jak na szpilkach. Nie mógł się pozbierać po widoku krwi dziewczyny, w której był zadurzony. W końcu wziął się w garść i ruszył na oddział.
    - Myślę, że powinna wyjść z tego bez dodatkowych obrażeń zewnętrznych. – Profesor Rea spojrzała na brązowowłosą dziewczynę na łóżku. Na twarzy kobiety zakwitł delikatny uśmiech.
    - Jeśli będziemy trzymali Tylera z dala od niej i innych dziewczyn, to tak będzie. Gorzej, jak wykorzysta naszą nieuwagę. – Głos wuefisty rozbrzmiał na całą salę, odbijając się echem od białych ścian.
    - Ktoś miał na nią czekać?
    - Tak… Cholera… Daemon… - Nauczyciel zacisnął pięści i zęby. – To jego wina.
    - Nie obwiniaj go. Może musiał po coś wrócić albo poszedł za potrzebą – zachichotała kobieta, przymykając oczy.
    - Sugerujesz coś? – Lefar wyszczerzył zęby w zalotnym uśmiechu.
    - Hmm… Nawet jeśli tak, to co? Zbijesz mnie? – Spojrzała na niego i skrzyżowała ręce na piersiach.
    - Jeśli tego chcesz. – Objął Reę w pasie i przyciągnął do siebie, patrząc swoimi kocimi oczami w szare oczy kobiety.
    Nauczycielka odepchnęła wuefistę, słysząc otwierane drzwi do sali. Kiedy do środka wszedł załamany Daemon, oboje nauczycieli stanęło obok siebie przy łóżku Daevy, patrząc na przybyłego chłopaka.
    - Daemonie, gdzie byłeś wczoraj przed wyjściem z internatu? – zagrzmiał wuefista.
    - Pyta pan ogólnie czy szczegółowo? – Białowłosy spojrzał na nauczyciela podkrążonymi oczami.
    - Co zrobiłeś po wyjściu z pokoju?
    - Zaszedłem po Da… Mh… - Chłopak zatrząsł się i oparł ręką o najbliższy taboret.
    - Po nią. I co potem? – Rea podeszła do Daemona i pomogła usiąść mu na wolnym łóżku.
    - Wróciłem się po swoją torbę, a kiedy wyszedłem na korytarz, nie było jej tam…
    - A kiedy szedłeś w kierunku szkoły i ją zobaczyłeś, nikogo nie było? – Nauczycielka przysiadła na stołku obok łóżka.
    - Tylko ona… Nikogo więcej… - załkał cicho, powstrzymując łzy napływające mu do oczu.
    - Daemon, nie płacz. To nie twoja wina, że to się stało. Niczyja to wina, rozumiesz? – Szarowłosa kobieta podniosła się i objęła chłopaka, który zaczął wypłakiwać się w jej koszulę. – No już. Wiemy przynajmniej co się stało. Nie zadręczaj się, dobrze?
    Chłopak lekko kiwnął głową, płacząc jak mały chłopiec w ramionach matki. Koszula Rei była coraz bardziej mokra na ramieniu, tworząc ciemnoszarą plamę.


    - Daemon, wszystko będzie dobrze. – Alex usiadł na podłodze przed bratem, który rozglądał się nerwowo po pokoju. – Słyszysz mnie?
    - Co? A… Tak, tak… - Białowłosy machnął lekko ręką, po czym padł jak długi na swoim łóżku. – Muszę się uspokoić… A ty mi w tym nie pomagasz.
    - Zaraz. Nie pomagam? Nawet jeśli nie, to próbuję! – wrzasnął młodszy z braci. – Mi również jest przykro, że to się stało. Poza tym… A, dobra. Nie ważne. – Chłopak wstał i podszedł do okna.
    - Mów, panie Ja Wiem Wszystko. Słucham cię jak radia – zachichotał nerwowo Daemon.
    - Znaleźli tego gościa, który prawie zabił twoją… Hmm. Ukochaną?
    - No nie żartuj. – Zerwał się z łóżka na równe nogi i podszedł do brata. – Złapali go?
    - Nie wiem. Może…
    - Gadaj! – Zdenerwował się białowłosy i szarpnął brata za jego ciemną czuprynę.
    - Nie tak mocno! – Szarpnął się i obrócił do Daemona twarzą. – Nie, nie złapali go. Dalej grasuje w lesie. Jak chcesz, to go złap i zamorduj. Ja ci w tym nie pomogę.
    Starszy brat jak burza wystrzelił z pokoju, trzaskając drzwiami. W głowie roiło mu się od groma myśli – zabić, poćwiartować, ukatrupić, udusić itd. Jedynym celem białowłosego było ukaranie Tylera za to, co zrobił jego ukochanej.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za opóźnienia ;/