Playlista




sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział IX - Bal

    W ciągu kilku następnych tygodni Daeva wyszła z sali szpitalnej i zaszczyciła swoją obecnością osoby, które towarzyszyły jej praktycznie cały czas. Pierwszy raz zobaczyła swoich przyjaciół w holu akademika, w którym panował świąteczny wystrój – wielka choinka przyozdobiona gwiazdkami, bombkami i ciastkami; girlandy; stroiki ze świecami na stolikach i szafkach; wiecznie sypiący śnieg, który nie roztapiał się po kontakcie z podłogą.
    - Daeva! Nareszcie! Jak miło cię widzieć! – Asmoede skoczył w jej stronę i przytulili się ciepło.
    - Mnie również miło was widzieć. – Brązowowłosa uśmiechnęła się szeroko, przymykając oczy.
    - Tęskniliśmy za tobą – powiedzieli bliźniacy jednocześnie, podchodząc do nich.
    - Ja za wami również tęskniłam. – Przytuliła obu braci, a oni objęli ją ramionami.
    - Dyrektor pozwolił nam wyjechać poza teren szkoły, żeby zakupić prezenty dla przyjaciół i nauczycieli – oznajmił Asmoede.
    - O rety. N-nie miałam czasu… Nie wiedziałam o tym… - przeraziła się niebieskooka. – Przepraszam was bardzo…
    - Nie masz za co. Kupiliśmy za ciebie. Znaczy się, Asmoede kupił, bo lepiej cię zna. – Alex uśmiechnął się w stronę blondyna, którego twarz przybrała kolor panujący w holu.
    - T-tak… Racja… - Zielonooki spuścił głowę, czerwieniąc się jeszcze bardziej niż wcześniej.
    - Jesteście kochani.
    Do czwórki przyjaciół dołączył jeszcze Snow z Fire’em u boku.
    - Gotowi na wyjście na dwór? – Śnieżec wyszczerzył zęby w uśmiechu.
    - Chory jesteś? Przeziębimy się! – Daemon skrzyżował ręce na piersiach.
    - Wiesz, co potrafię. Nie dacie rady się przeziębić. – Fire pstryknął palcami, a przyjaciół otoczyła ciepła powłoka, imitująca zimowe ubrania.
    Całą szóstką wyszli na dwór, gdzie po obu stronach stały dwie wielkie lodowe rzeźby, przedstawiające Świętego Mikołaja i Rudolfa, jednego z reniferów. Oba posągi stały do siebie przodem.
    - Niesamowite! – Przyjaciele otwarli szerzej oczy, patrząc na statuy.
    - Wesołych świąt! – Żywiołaki wyszczerzyły się. – Wieczorem jest bal bożonarodzeniowy.
    - No nieźle… - Bracia westchnęli i spojrzeli po sobie.
    - Zaje… - Wampir próbował się powstrzymać od przekleństwa.
    Wszystkie oczy zwróciły się w stronę brązowowłosej, która milczała jak zaklęta.
    - Co? – spytała zdezorientowana.
    - Nie mów tylko, że nie masz w co się ubrać na bal. – Białowłosy podszedł do przyjaciółki i delikatnie złapał ją za ręce, przyciągając jej chude ciało do siebie.
    - Mam w czym iść – jęknęła cicho i oparła delikatnie dłonie o klatkę piersiową chłopaka.
    - To dobrze… - Pochylił się lekko nad brunetką i zatopił nos w jej włosach. – Chciałbym być dla ciebie kimś więcej, niż do tej pory.
    - To znaczy kim? – zapytała, powstrzymując wspomnienia o nocy z Renem.
    - Nie wiem… - Głos chłopaka zadrżał ze strachu i paniki, jaka kryła się w nim.
    - Jak to nie wiesz? – Podniosła i delikatnie zmarszczyła obie brwi.
    - No… Chciałbym, żebyś została moją dziewczyną – powiedział cicho, kiedy reszta oddaliła się w kierunku drzwi.
    - Co… Ale Daemon… - zaczęła gorączkowo, kiedy w jej głowie pojawiła się projekcja widma nocy z szatynem w skrzydle szpitalnym.
    - Wiem, wiem. Jestem idiotą i na pierwszy rzut oka nie wyglądam zbyt miło, ale też mam serce i potrafię nim kochać – spojrzał jej w oczy – kogoś, kto mógłby mnie porzucić. Nawet jeśli to zrobisz, nie ustanę w czynach, by zdobyć twoje serce.
    - Daemon… - Przycisnęła dłonie do klatki piersiowej w miejscu serca i spróbowała zatamować cieknące łzy. – Ja… Nie wiem, co powiedzieć…
    - Czy zostaniesz moją miłością? – Przykląkł przed nią na jedno kolano, dalej patrząc w jej błękitne tęczówki.
    - Tak – odparła cicho i padł mu w ramiona, kiedy tylko się podniósł.



    Przed balem wszyscy biegali w przeróżne strony – pożyczyć coś od kogoś lub komuś, przeprać to i tamto, wysuszyć, wziąć śnieg i rzucić nim w kogoś… Dziewczęta stroiły się w swoje najpiękniejsze kreacje, a chłopcy w garnitury i smokingi. Ci, którym nie chciało się spieszyć, ubrali się w bardziej uroczyste rzeczy typu białej koszuli i czarnych spodni lub spódniczek.
    - Podasz mi żel? – zapytał młodszy z braci.
    - Jasne… - Asmoede podał chłopakowi małe, spłaszczone pudełeczko z lepką substancją. Skrzywił się zaraz po jego otwarciu przez demona. – Co to za cholerstwo?
    - Żel do włosów. Nie używasz? – zdziwił się Alex, patrząc na starannie ułożoną fryzurę blondyna.
    - Nic nie używam. Tylko układam na szczotce – prychnął cicho i otworzył swoje małe pudełko z kremem. – Jeśli już, to tylko pianki o małym stopniu utwardzenia.
    - Rozumiem. – Fioletowooki wziął na palce odrobinę żelu i zaczął nimi układać swoje włosy, które były puszyste po wysuszeniu. – Jeśli wolno…
    - Tak? – zapytał przeciągle zielonooki, poprawiając grzywkę na czole.
    - W czym idziesz?
    - W białym garniturze. A ty?
    - Biała koszula, czarne spodnie i ciemnofioletowa marynarka. – Uśmiechnął się pod nosem i zakręcił pudełko żelu, po czym wrzucił je do swojej kosmetyczki.
    - A w czym idzie twój brat?
    - Nie wiem. Jest nieprzewidywalny.
    - To wie każdy.
    Obaj drgnęli, kiedy usłyszeli wybuch na korytarzu. Zarzucili na ramiona wczorajsze koszule i wybiegli z łazienki jak oparzeni. Po otwarciu drzwi owionął ich zapach spalonych włosów i zgnilizny. W oparach czarnego dymu dojrzeli czarnowłosą dziewczynę, która opierała się jedną dłonią o ścianę i kaszlała w drugą. Blondyn wziął szatynkę na ręce i zaniósł ją do swojego pokoju, a Alex poszedł za nimi i zamknął drzwi za sobą.
    - Co się stało? – zapytał wampir, sadzając dziewczynę na łóżku.
    - Wybuchła mi prostownica i spaliła mi włosy – wykaszlała.
    - Chodź, zrobimy ci ładną fryzurę – zaoferował Alex, wyciągając do niej rękę. - W tej sukience idziesz, tak?
    Dziewczyna w odpowiedzi kiwnęła głową i podała mu dłoń. Chłopacy poszli z nową znajomą do łazienki i zajęli się odnową jej włosów – umyli je, wysuszyli, pościnali spalone końcówki i zrobili idealną fryzurę do jasnożółtej sukienki. Alex spryskał delikatnie loki lakierem w spreju i wysuszył je szybko suszarką. Co do makijażu liczyli na rękę Daevy. Asmoede poszedł po ich przyjaciółkę, zostawiając Alexa z dziewczyną.
    - Podoba ci się fryzura? – zapytał ciemnowłosy, badając włosy dziewczyny wzrokiem.
    - Bardzo. Te loki są cudowne. – Uśmiechnęła się szczerze i radośnie. – Tylko…
    - Tylko co? – Zagryzł dolną wargę, przeczuwając najgorsze. – Grzywka się nie podoba?
    - Podoba. Bardziej się boję, co zrobić z zapachem spalenizny. – Spojrzała krytycznie na swoją sukienkę, od której wyczuwalny był mocny, nieprzyjemny zapach.
    - Coś na to poradzimy, ale dopiero, kiedy przyjdzie Daeva. – Podszedł do okna i otworzył je, wpuszczając do środka świeże powietrze.
    - Jesteśmy – powiedział Asmoede, wchodząc do łazienki z brunetką przy boku.
    - Śliczna fryzura – powiedziała na wstępie i delikatnie uniosła do góry zielonawą kosmetyczkę. – Kolory do sukienki czy ciemniejsze?
    - Do sukienki, jeśli możesz. – Odsunęła się w bok i oparła bokiem o zlew.
    Chłopcy szybko uprzątnęli kafelkową podłogę i usunęli się z łazienki. Daeva postawiła walizeczkę na szafce i otworzyła ją powoli, uważając, by nic się nie wysypało i nie ubrudziło sukienki dziewczyny. Chwyciła najpierw za czarny eyeliner i zrobiła nim kreski tuż nad rzęsami oczu, po czym wzięła maskarę, którą podkreśliła i wydłużyła jej rzęsy. Na powiekach szatynki po niedługim czasie pojawił się jasnozłoty cień z drobnym brokatem. Kreski nad rzęsami zostały delikatnie wydłużone, przez co oczy wydawały się większe. Całość dopełnił lekki róż na policzkach i słodki zapach waniliowych perfum oraz łagodna różowa szminka na wąskich ustach.
    - I jak? Może być? – zapytała Daeva, zamykając kosmetyczkę.
    - Jest… oszałamiający… Dziękuję. – Dziewczyna spojrzała na błękitnooką ze łzami w oczach.
    - Nie płacz, bo wszystko spłynie. – Delikatnie się uśmiechnęła i podała jej chusteczkę.
    - Jeszcze raz dziękuję.
    - Nie ma za co. Jak masz na imię?
    - Jestem Nezura Macolf.
    - Daeva.
    - Piękne imię.
    - Twoje też jest piękne. Idziesz z kimś? – zapytała brązowowłosa.
    - Nie, żaden z chłopaków nie chciał ze mną iść.
    - Teraz na pewno oddaliby wszystko, żeby pójść z tobą. Ja idę z Demonem.
    - Z tym wysokim białowłosym o fioletowych oczach? – Oczy Nezury zaiskrzyły z zazdrości.
    - Tak.
    - Zazdroszczę ci. Każda dziewczyna z mojej klasy piszczała na jego widok na wf-ie podczas meczu koszykówki.
    - Nie ma co się dziwić – westchnęła i wzięła kosmetyczkę w rękę. – Muszę iść jeszcze założyć sukienkę i dobrać do niej buty. Widzimy się na sali, tak?
    - Tak. Jeszcze raz dziękuję. – Nezura lekko uścisnęła Daevę i wyszła.
    Kiedy brunetka wyszła z łazienki, poczuła na sobie wzrok Alexa i Asmoede. Spojrzała na nich tuż po wyjściu Nezury.
    - Co jest? – zapytał speszona.
    - Z Kopciuszka zrobiliśmy królewnę – westchnął zadowolony z siebie Alex, zapinając czystą koszulę na wyjście.
    - Ona była królewną. Tylko, że trochę zaniedbała siebie i swój sprzęt. - Asmoede zdjął z wieszaka swoją koszulę i ubrał ją.
    - A teraz wyszła spod naszej ręki jak nowa. – Dziewczyna uśmiechnęła się i ruszyła w stronę drzwi. – A właśnie… Asmoede, pomożesz mi za chwilę z sukienką? – zapytała, zatrzymując się przed drzwiami z ręką na klamce.
    - Przyjść czy poczekać? – Wampir spojrzał na nią z uśmiechem.
    - Poczekasz. Zanim jeszcze znajdę do niej buty – zachichotała i wyszła, zamykając drzwi za sobą.




    W głównej auli zaczęły zbierać się pierwsze osoby. Jedną z tych osób była Daeva z Alexem i Asmoede. Suknia dziewczyny ściągnęła na siebie wzrok kilku chłopaków, którzy byli przed nimi wcześniej. Szare falbanki i tiul falowały przy każdym najmniejszym kroku, który stawiała w wysokich szpilkach. Obaj chłopacy szli po jej bokach, by w razie czego złapać przyjaciółkę i zapobiec jej upadkowi.
    Usiedli na miejscach zarezerwowanych dla nich przy stole i rozmawiali szeptem o wizjach balu.
    - Pewnie dyrektor będzie pieprzył o tym, że miło mu nas widzieć, że cieszy się na nasz widok, że bla, bla, bla… - westchnął Asmoede, zatykając niesforny kosmyk włosów za ucho.
    - Zapewne tak będzie – zachichotała Daeva, zakładając lewą nogę na prawą. – Nie chcę was zmuszać czy coś, ale… Moglibyście powiedzieć mi, co Daemon kupił mi na święta? – Spojrzała na obu przyjaciół.
    - Z grzeczności powiem, że coś, co może ci się spodobać – szepnął Alex.
    - Ja nie chodziłem z nimi na zakupy, więc nie wiem – westchnął ponownie blondyn, opierając brodę na dłoni, którą wcześniej oparł na stole.
    - Dzięki. – Uśmiechnęła się do obu i oparła plecami o oparcie krzesła.
    W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł Daemon, ściągając na siebie spojrzenia wszystkich dziewczyn. Garnitur chłopaka idealnie przylegał do jego wyrzeźbionego ciała, ukazując delikatne kontury mięśni. Brunetka i jej przyjaciele patrzyli na białowłosego z ukrywanym zachwytem i szacunkiem. Oczy chłopaka pochwyciły wzrok Daevy i podszedł do niej, przepychając się przez tłum złożony z nauczycieli i uczniów wszelkich ras i kolorów skóry.
    - Daeva… - mruknął chłopak, łapiąc wstającą dziewczynę za ręce. - … wyglądasz oszałamiająco.
    - Dziękuję. – Błękitnooka dygnęła i spojrzała w oczy swojemu chłopakowi. – Nie wiem, co powiedzieć na twój temat…
    - Nie musisz nic mówić.
    - Ale…
    - Nie ma „ale”. Nie tej nocy… - Daemon wyszczerzył zęby w uroczym uśmiechu, wywołując rumieńce na policzkach Daevy.
    - Rozumiem… - mruknęła i przytuliła się do torsu chłopaka.

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział VIII

    Po tymczasowej sypialni Daevy rozlały się pierwsze promienie porannego słońca, rozświetlając wnętrze kolorem biało-złotym. Na parapecie zasiadło kilka jaskółek, przyjaźnie poćwierkując.
    - Daevo, pora na śnia… - Pielęgniarka, która właśnie wchodziła do pokoju, z krzykiem upuściła metalową tacę ze szklanką wody i tabletkami. Szkło rozbiło się na drobne kawałeczki, wlatując w najróżniejsze zakamarki pomieszczenia.
    - Niech się pani uspokoi i nie krzyczy z rana. Niecałą godzinę temu zasnęła – sapnął cicho Ren, wychodząc spod kołdry brązowowłosej, która spała w najlepsze. – Nie nauczyli pani, że przy śpiącej osobie należy zachować spokój? – zirytował się czarnooki, zakładając koszulkę i buty.
    - A pana nie nauczyli, że nie wolno używać czarów na kobietach?
    Ren i pielęgniarka odwrócili się w kierunku drzwi, w których stał wysoki chłopak o czerwonych oczach i kruczoczarnych włosach. Skóra chłopaka wręcz oślepiała swoim białym odcieniem. Wszedł powoli do pokoju i podszedł do łóżka dziewczyny.
    - A kim ty niby jesteś? – sarknął Ren.
    - Ja? Jeszcze się bezczelnie pytasz? – Nowoprzybyły zaśmiał się.
    - Panie Krevsky, proszę stąd natychmiast wyjść i nie zbliżać się do pacjentki! – warknęła pielęgniarka.
    - Spokojnie, proszę pani. Tak się akurat składa, że to, co jej zabrałem, starcza mi do dziś dnia. I nie, nie odejdę, dopóki ON – wskazał na Rena – stąd nie wyjdzie. Popycham się do odpowiedzialności za tą dziewczynę i nie pozwolę jej więcej skrzywdzić.
    Po tych słowach wszyscy zamilkli, nawet jaskółki na parapecie. Jedyne, co było słyszalne, to spokojny oddech śpiącej Daevy i tykanie wskazówek zegara przy drzwiach na zaplecze pielęgniarki. Z chwili na chwilę napięcie było coraz bardziej nie do zniesienia; pielęgniarka powoli ruszyła po miotłę w celu uprzątnięcia potłuczonego szkła z podłogi. Ren i Tyler patrzyli na siebie tak zajadle, że najbardziej jadowite węże mogłyby się schować.
    - Mmmh… Moja głowa… - Dało się usłyszeć ciche skomlenie Daevy, która położyła dłonie na głowie. Pielęgniarka oparła miotłę o ścianę i poszła po nową szklankę z wodą i tabletki, które co rano dawała dziewczynie.
    Kobieta wróciła do pokoju, postawiła szklankę i leki na szafce i pomogła podnieść się Daevie do siadu, po czym dała jej kapsułki i wodę. Brązowowłosa po zażyciu dawki leków spojrzała półprzytomnie na Rena i odwróconego do niej plecami Tylera.
    - Jak się czujesz? – Ren pierwszy zerwał jadowite spojrzenie i przeniósł je na dziewczynę.
    - Wszystko mnie boli, ale da się przeżyć – mruknęła, masując prawą skroń dłonią.
    - Na pewno? Może potrzebujesz czegoś lepszego niż leki? – Wampir odwrócił się twarzą do niej.
    - T-to… T-ty… - W oczach niebieskookiej zagościł strach i paraliż na widok swojego dawnego oprawcy.
    - Tym razem to ON jest ten zły – ponownie wskazał na Rena – a ja ten dobry. Nie dopuszczę więcej, żeby spotkało cię coś złego.
    - Nie wierzę ci – syknęła, przechylając się do przodu.
    - Lepiej uwierz. – Czerwonooki uśmiechnął się troskliwie i zniżył się do jej poziomu. Wybacz za tamto…
    Daeva kiwnęła głową.
    - No, już starczy odwiedzin, panie Krevsky. A pan, panie Renie, wyjdzie stąd w podskokach. – Pielęgniarka zmiażdżyła obu chłopaków wzrokiem, a oni ruszyli do wyjścia, uprzednio żegnając się ze znajomą. – Dasz radę wstać? – zapytała, kiedy drzwi zamknęły się za nimi.
    - Chyba tak. – Spuściła nogi z łóżka i powoli wstała, opierając się o ramię pielęgniarki. Zrobiła kilka wolnych kroków i lekko kiwnęła, że może iść. Poszła do łazienki i ściągnęła z siebie dużą koszulkę, kiedy opiekunka wyszła z pomieszczenia, dając jej czas na umycie się. Weszła powoli pod prysznic, włączyła letnią wodę i, cicho sycząc, schyliła się po żel, który przyniósł jej Asmoede z jej pokoju. Zaczęła się delikatnie myć, kiedy poczuła coś zimnego na nodze. Odruchowo dotknęła substancji i spojrzała na palce. Biała, gęsta, gładka substancja zalegała na jej palcach i powoli spływała po nogach. Nie chciała wiedzieć, co to takiego – nie za bardzo myślała przez leki, jakie zażyła po obudzeniu.


    Przed akademikiem panowała wrzawa – ktoś, lub coś, rozdarł i zbezcześcił obraz pierwszego dyrektora szkoły – Alabastra Foux’a. Obraz był przekreślony po przekątnych i ociekał wodą. Pierwsze podejrzenia padły na Snow’a i jego ognistego kolegę, Fire’a.
    - Po raz enty powtarzam: to nie my! – Snow siedział przed biurkiem obecnego dyrektora placówki i próbował nieskutecznie oczyścić się z zarzutów.
    - Wszyscy twierdzą, że widzieli was jakiś czas przed zdarzeniem – fuknął dyrektor, mierząc wzrokiem obu chłopaków.
    - Ależ panie dyrektorze – zaczął Fire – wie pan, jaka jest młodzież w tym wieku. Zmyślają ile popadnie, tylko żeby nie być oskarżonym, a kiedy już nimi są, próbują zwalić winę na innych. Jak pan zauważył, Snow nie zwala „swojej” winy na kogoś innego. No bo na kogo?
    - Może na pana. – Dyrektor podniósł jedną brew znad czarnych okularów przeciwsłonecznych.
    - Na mnie? – zdziwił się ognistowłosy. – Rozumiem, jakby to chciał zrobić Ren czy jakiś inny uczeń. Ale Snow? Pan chyba, za przeproszeniem, oszalał. Jesteśmy niewinni. Faktycznie, byliśmy w holu, ale zaraz po tym poszliśmy do swoich pokoi. Niech pan znajdzie sobie inną ofiarę.
    - Dobra, koniec. Wynocha – warknął dyrektor, podnosząc się z miejsca.
    Przyjaciele wstali z niewygodnych krzeseł i ruszyli do wyjścia, pomrukując obelgi na temat „Dyra”. Zeszli na dół i obskoczyli ich wszyscy uczniowie, pytając o wymiar kary. Odpowiadali szybko i opryskliwie do niektórych osób, po czym niemalże zaczęli biec w kierunku schodów na górę.
    - Ja pieprzę… - westchnął diamentowo włosy, padając na swoje łóżko w pokoju.
    - Prawie się wydało. Ren niedawno…
    - … wrócił? Hahah! W końcu któryś z was to zauważył. – Ren wyszedł z łazienki, wycierając głowę ręcznikiem.
    - I jak było u piguły? – zapytali jednocześnie, oczekując tylko jednej odpowiedzi.
    - Jak miałoby być? Ona już jest moja. Poszło łatwiej niż myślałem – zaśmiał się, poprawiając ręcznik na biodrach.
    - Zostawiłeś coś po sobie?
    - Pytacie, jakbyście mnie nie znali – zirytował się czarnowłosy. – Jeszcze pielęgniara mnie wyrzuciła za drzwi z jakimś typem.
    - Kim dokładniej?
    - Jakimś Kreskim… Nie, to był Krevsky. Wyglądał podejrzanie…
    - To nie wiesz, przez kogo twoja kruszyna leży u piguły i daje się ogłupiać lekami? – Snow podniósł się na łokciach. – Ten sukinsyn to ostra sztuka, wampir. Podobno krewny samego Draca.
    - Gdyby serio tak było, dawno spaliłby się na słońcu. – Fire spojrzał na Śnieżca i prychnął. – Drac wychodził tylko w nocy na łowy i nie fatygował się z dziewczynami w gierki słowne.
    - Dobra, skończcie. Łeb mi przez was pęka. – Ren wyciągnął ze swojej komody szarą koszulkę i czarne spodnie od piżamy i ubrał się w nie, po czym położył się na łóżku.

    Żywiołaki porzuciły rozmowę i zajęły się swoimi sprawami.